Otrzymujemy już pierwsze komunikaty od naszych kolegów, którzy kilka dni temu wypłynęli z portu Bremerhaven. Są to wiadomości przesyłane za pośrednictwem komunikatorów satelitarnych inReach i, w miarę możliwości, internetowych typu WhatsApp.
Jeszcze przed wypłynięciem uczestnicy ekspedycji wykonywali testy łączności.
Dzięki komunikatorom inReach nasi koledzy mogą wysyłać krótkie komunikaty do 160 znaków. Czy to mało? Okazuje się, że porównywalnie do… możliwości polskiej wyprawy w latach 1965-1966, która zimowała w Stacji Mołodiożnaja na Antarktydzie. Z tym że wtedy uczestnicy ekspedycji musieli mierzyć się z trudnymi do wyobrażenia dziś technicznymi przeszkodami. Tak pisze o tym Ryszard Czajkowski, geofizyk, w swojej książce Rok w lodach Antarktydy:
Pozostało nam radio. Nadawane maszynowym telegrafem nasze informacje wychodziły w świat, który wydawał nam się coraz mniej realny. Tą samą drogą otrzymywaliśmy informacje od naszych bliskich. Nasze telegramy pisaliśmy alfabetem łacińskim, radiotelegrafista wysyłał je cyrylicą i w Moskwie czy Leningradzie wracano do alfabetu łacińskiego. Nikt nie zwracał uwagi na oficjalne transkrypcje. W ten sposób otrzymywaliśmy czasem trudne do odczytania teksty. Pięćdziesiąt słów czytałem ponad pół godziny.
Czajkowski R., Rok w lodach Antarktydy, Warszawa 2015, s. 110
Nasi koledzy donoszą, że robi się coraz cieplej – co za miła odmiana, jeśli się spojrzy za okno w Warszawie! Nic dziwnego – pozycja statku sprzed dwóch dni przedstawiała się następująco:
Dostaliśmy też informację, że uczestnicy polskiej wyprawy nie próżnują – zdążyli już zrobić porządek w kajutach, zwiedzić statkową bibliotekę i rozpocząć urządzanie biura (prof. Marek Lewandowski nawet podłączył drukarkę).
Najbliższe dni zapowiadają się pracowicie – w grafiku pojawiło się spotkanie z rosyjskimi naukowcami (15 listopada) w sprawie planowanych prac badawczych w Oazie Bungera oraz referaty naukowe, jakie nasi koledzy wygłoszą 19 listopada. Trzymamy kciuki!