Coraz bardziej upalne temperatury rozpieszczają naszych kolegów. Dobrze, że na pokładzie jest basen. Statek nieubłaganie zbliża się do równika, co niesie ze sobą widmo nadchodzącego chrztu morskiego.
12 dzień rejsu
Ocean spokojny, przecinek, choć Atlantycki. Jak nomadowie na Saharze od kilku dni przemierzamy wodną pustynię bez jakichkolwiek oznak życia. Na wysokości Sahelu co roku pojawia się dodatnia anomalia temperatury wód Atlantyku. W roku 2010 była wyjątkowo silna i pewnie miała związek z dramatycznymi powodziami w Europie.
Bezrybie przy powierzchni wody prawie kompletne (czasami latające rybki zanurzają się na chwilę w powietrze), bo nie widać ptactwa, choć ląd niedaleko. Przepraszam, widziałem jednego ptaka, kiedy kończył żywot z wyczerpania. Co żyje w wodzie w temperaturze bliskiej 32 stopniom Celsjusza, w której prawie nie ma tlenu? Pewnie tylko glony, które już na pierwszy rzut oka nie wyglądają apetycznie. Hej, są tam jacyś biolodzy?
My jesteśmy zasadniczo abiotyczni: geochemiczka izotopowa, fizyk jonosfery, geomorfolog i geofizyk (bardzo) ogólny.
Mam wrażenie, że organizacja przejścia przez równik połączonego z morskim zwyczajem maltretowania nowicjuszy ma status przygotowań do karnawału w Rio. W imprezę zaangażowane są najwyższe władze ekspedycji, w korytarzowych kuluarach uzgadnia się – z wykorzystaniem różnych środków nacisku – kandydatki na rusałki, Prozerpinę czy inne postacie z bliskiego kręgu Neptuna. Kobiety szyją stroje, panowie szyją pompki.
Acha, wczoraj zwiedzaliśmy mostek. Już wiemy, dlaczego tak słabo nami huśta nawet przy kilku stopniach w skali Beauforta. Otóż statek ma system kontrujący bujanie na falach, dzięki któremu woda wlewa się do komór balastowych, natychmiast równoważąc przechył. Poznajemy systemy informacyjne, radary, wytyczamy marszrutę do Cape Town… Zasiadamy też za drewnianym kołem sterowym, głównie jednak po to, aby zrobić sobie zdjęcia.
Wieczorem wychodzę na pokład, kiedy księżyc w pełni. Dziecko Thei i Praziemi spogląda z oddali chłodnym okiem na zespolonych w jedność rodziców. Czarny upał jakby zelżał.
Przesłane przez Marka Lewandowskiego