Nasi koledzy dzisiaj przekroczyli równik! Nie obyło się również bez spotkania z Neptunem i jego małżonką Prozerpiną – część wyprawy przyjemności chrztu morskiego co prawda ominęły, ale dzielnie wspierali pozostałych nieszczęśników.
13 dzień rejsu
Robi się ciekawie (co zapowiadałem szóstego dnia) lub niebezpiecznie (jeśli wierzyć płaskoziemcom). Niedługo przekroczymy równik i albo spadniemy, albo nie. Jeżeli nie spadniemy, to dla płaskoziemcy będzie dowód, że równik, atrybut kulistej (sic!, kulistej, nie kolistej – błagam) planety, to fikcja i do granicy Ziemi droga daleka. Jednak co będzie, jeśli spadniemy? Damy znać.
Wyjść z klimatyzowanej kajuty nie chcę, ale muszę, bo nie wypada dystansować się od współplemieńców, szykujących się do rytualnego obrzędu. Wszyscy podekscytowani, w korytarzach i na klatkach schodowych ruch większy niż zwykle. Na obiad chłodnik, faszerowana papryka z garniturem, kompot. Więcej na temat menu jutro. Zjadamy, wypijamy i idziemy na pokład w okolice basenu.
Wreszcie równik wzięty. Radosnym tańcom nie ma końca, bośmy nie spadli. Monika była rusałką, ale i tak spotkał ją los Adama – zostali ostemplowani i wrzuceni do basenu. Wojtek przeszedł przez to piekło jakiś czas temu, a mnie darowano, pewnie z obawy o moje zdrowie.
Zabawa zabawą, ale przed nami poważne zadania, o których rozmawiamy już od kilku dni. Wieczorne dyskusje z rosyjskimi kolegami kończą się zwykle bólem głowy od ciężaru problemów, które czekają na nas przed dziobem.
Realia logistyki w Antarktydzie Wschodniej umknęły, jak się okazuje, scenariuszom smutnym w Warszawie. Wrócimy do tych spraw niebawem, bo narastają jak tsunami. Ostatecznie prysła nadzieja na nudę, która tak zachwalał Josif Brodski…
Przesłane przez Marka Lewandowskiego
Tak wygląda trasa IV Wyprawy Geofizycznej z ostatnich dni:
PS. Dowiedzieliśmy się, że Monice i Adamowi imion podczas chrztu morskiego nie nadano (a szkoda!), ale podobno mogą za to pochwalić się pięknymi certyfikatami.