Czy ziemniak może skłaniać do refleksji?

Okazuje się, że tak – zwłaszcza podczas rejsu na koniec świata, kiedy codzienność toczy się w rytmie powtarzalnych czynności. Ale i naukowych dyskusji.

17 dzień rejsu

Siedzimy w kuchni na dolnym pokładzie i wydłubujemy oczka ziemniakom, obranym do imentu w wielkiej mechanicznej skrobaczce. Jeśli ziemniak (ziemniaczka?) wcięty w talii, to maszyna nie da rady. W talii ukrywa się skórka, którą trzeba usunąć nożykiem. Szkoda, bo oszpecam śladami noża ślicznie oskrobanego ziemniaka. Zresztą wieczorem nasze ziemniaczki zamienią się w puree, więc i tak powinno im być wszystko jedno. Z kolei lekko fioletowy, świeży czosnek daje się łatwo złupić ręcznie, więc szybko dobijamy z liczbą ząbków do połowy wiaderka. Przy marchewce pojawia się dylemat – skrobać do siebie czy od siebie?

Zrobiło się chłodniej. To dobrze. Zanim nadejdzie globalne ocieplenie, cieszmy się globalnym zlodowaceniem, największym w historii Ziemi od pół miliarda lat. Oba bieguny pod lodem, a temperatura na nich niższa o 60 stopni Celsjusza od tej sprzed pięćdziesięciu milionów lat. Ocean Arktyczny był wtedy brakiczną sadzawką, pokrytą zieloną rzęsą drobnych paproci, a na Spitsbergenie i Antarktydzie rosły drzewa z liśćmi wielkości dłoni. Potem coś się zawaliło, chłód ogarnął planetę, a w apogeum chłodu przyszliśmy na świat my, jego dzieci. Teraz, wbrew własnym interesom, robimy wszystko, aby przywrócić stan sprzed milionów lat.

Wykłady zapewniają mi kontakt z ludźmi ciekawymi świata. Dzisiejszy poświęcony był początkom Wszechświata i narodzinom Ziemi, a także historii pola geomagnetycznego. Wojtkowi zawdzięczam świetny przekład na język rosyjski. Wieczorem, zafascynowany własną opowieścią, przyglądam się świecącej, barionowej materii zawieszonej w (cytuję z pamięci Neila de Grasse Tysona) „kosmicznym oceanie czegoś, co wygląda jak nic”, czyli w materii czarnej.

Przesłane przez Marka Lewandowskiego

Pozycja statku sprzed kilku godzin przedstawia się następująco – Cape Town już blisko!