W kalendarzu wyprawy pojawiło się nowe nieformalne święto – Międzynarodowy Dzień Gór Lodowych obchodzone 18 grudnia. Wyjaśnienie znajdziecie w poniższej relacji.
39 dzień rejsu
69°02,47’ S, 76°24,50’ E, pole lodowe, Prydz Bay
Postanowiłem proklamować z dzisiejszą datą Międzynarodowy Dzień Gór Lodowych (MDGL; po angielsku International Icebergs Day, IID). Cyfry dzisiejszej daty sumują się do siedemnastu, ósmej z kolei liczby pierwszej, a więc idealnej dla zainicjowania nowej tradycji. Znieruchomiałe góry skute lodem w Prydz Bay są wzorem piękna i dostojeństwa. Cielą się w strefach polarnych (a ilu ludzi, na przykład, rodzi się w tych strefach?) i choć nie maja paszportów, wędrują gdzie chcą. Są więc międzynarodowe w pełnym tego słowa znaczeniu. Budzą zachwyt kompozycją bieli, szarości i błękitu, różnorodnością form i powierzchniowych wzorów, rzeźbionych słońcem, wiatrem i mrozem. Są również przedmiotem zachwytu artystów malujących akwarelami i olejem, piszących prozą i wierszem.
A poza tym, góry lodowe są rodzaju żeńskiego, a kobiety przecież mają swój międzynarodowy dzień. Miniatury gór lodowych znajdują zastosowanie w sztuce robienia koktajli, choć nie nadają się do gry w szachy, chyba że w partiach rozgrywanych na czas.
Pytam DET o zdanie w tej sprawie. DET jest za. Wczoraj na pożegnanie jedna z osób wyjeżdżająca do Vostoka powiedziała mi tak (cytuję z pamięci, w swobodnej, fonetycznej transkrypcji na polski): Do swidania, Marek. U tiebia oczeń haroszyje rebiata, malcziki i diewoczka. Oczeń haroszyj wybor, Marek. Wy dołżny zdiełać w Bungierje szto wazmożno, a nawet boliee. Taka opinia zdecydowanie podnosi rangę poparcia idei MDGL przez DET.
A’ propos stacji polarnych na Antarktydzie. Stacja Vostok została zbudowana pod koniec lat pięćdziesiątych. Zlokalizowano ją blisko dwóch ziemskich biegunów: geograficznego i magnetycznego. Potem jednak biegun magnetyczny wywędrował na Antarktydę Wschodnią, w pobliże francuskiej Stacji Dumont d’Urville i teraz kąpie się w Oceanie Południowym, zaledwie 1500 km od stacji Dobrowolskiego. Tak się zatem złożyło, że stacja Dobrowolskiego jest obecnie najbliższą polską placówką obu biegunom południowym, bo z niej do bieguna geograficznego tylko ok. 2500 km. Tego nie było w planach. Co więcej, od kilkunastu tysięcy lat Oaza umyka przed antarktycznym lodem i, choć nie bardzo wiadomo dlaczego tak jest, coraz bardziej powiększa swój obszar. Stacja Dobrowolskiego jest zatem w lepszej sytuacji niż stacje Amundsen-Scott czy Vostok. Nie zostanie zasypana śniegiem.
Również stacja Arctowskiego ma swoją nadzieję na przyszłość. Wybudowana od nowa, w miejscu, którego klimat kontrolowany jest bardziej przez ocean niż przez kontynentalną, antarktyczną zamrażarkę, jest predystynowana głównie do badań biologicznych. Dynamika zmian biosfery w rejonie Szetlandów jest silnie powiązana ze zmianami klimatycznymi, łatwiej zatem obserwować biologiczne wskaźniki zmian klimatu w stacji Arctowskiego niż w stacji Dobrowolskiego, gdzie biosfera jest szczątkowa.
Oaza Bungera z kolei to świetne okno na procesy zachodzące wewnątrz Ziemi oraz na jej powierzchni, a także na interakcje pola magnetycznego Ziemi z plazmą kosmiczną. Znajdujące się tu skały to świadkowie niepoznanych jeszcze wydarzeń geologicznych z wczesnego etapu rozwoju naszej planety. Biolodzy mogą tu poszukać przyczyn powolnego tempa ekspansji świata biologicznego na obszar wolny od lodu od kilkunastu tysięcy lat. Razem obie stacje tworzą komplementarne laboratorium przyrodnicze, o które warto dbać.
Przesłane przez Marka Lewandowskiego