Nasi koledzy nie próżnują – sprzątają, czyszczą, naprawiają budynki Stacji, aby było możliwe jako takie w nich funkcjonowanie i rozstawienie aparatury. Na pierwszy ogień poszedł domek o nazwie “Warszawa”.
65 dzień wyprawy
66o16’29” S, 100o45,00” E, Tz=-1C Tw=15C Patm.= 991 hP
W poniedziałek rano Adam uruchomił agregat prądotwórczy, dzięki czemu w stacji pojawił się prąd. Dzień zaczynamy od wspólnego śniadania. Zestaw dnia to fasola (z puszki), pomidory (z puszki), boczek, cebula, jajka, chleb „Fedorov”, masło kawa, herbata, cukier, cytryna, sól. Od razu dodam, że ten sam zestaw serwowałem we wtorek i w środę, bo ekipa uznała, że jest to ich ulubione danie, choć dowiedzieli się o tym dopiero teraz. Takie śniadanie daje kopa, więc nic dziwnego, że prace porządkowe w „Warszawie” ruszyły z kopyta.
Na pierwszy ogień poszedł salon, z którego usunęliśmy wszystko, co dało się ruszyć. Zostały gołe ściany i pusta podłoga, dzięki czemu znów pojawiło się echo, słyszane tu ostatni raz w 1956 roku. Początkowo nieśmiałe, odzyskało pełną siłę za sprawą Moniki, która ujawnia coraz to nowe talenty, dotąd nieznane nawet jej samej. Rakietkę ping-pongową zamieniła na ryżową szczotkę, którą doprowadziła podłogę, ściany i sufit w salonie do pełnego blasku. W ciągu trzech dni, stosując technikę 3W (wynieś-wyrzuć-wyszczotkuj), Monika (z naszą skromną pomocą) doprowadziła „Warszawę” do stanu, który odwiedzający nas Rosjanie komentowali krótko „niewierojatno”. Wyszczotkowane pokoje Wojtek zamieniał kolejno w pomieszczenia użytkowe, montując nowe regały, stoły, krzesła i ławy. Adam dołożył do tego ogrzewanie, a następnie – uwaga – samoczyszczącą się toaletę, dzięki której staliśmy się jedną z najbardziej ekologicznych stacji polarnych w tej części Antarktydy!
Wczoraj (środa) złożyliśmy pierwszą, nieformalną wizytę w rosyjskiej stacji Bunger Oazis, gdzie byliśmy powitani ciepło i serdecznie. Wieczorem wyszliśmy na spacer po okolicy. Na środku zamarzniętego jeziora spały cztery pingwiny – rzecz niezwykła w Oazie Bungera. Onegdaj nasz kolega Wsiewa znalazł jednego, ale, niestety, martwego. Skąd tu pingwiny, skąd idą i dokąd zmierzają? Nie wiemy, ale Sergiej opowiada, że prześledzono ścieżkę zaobrączkowanego pingwina, którego wypuszczono w stacji polarnej na biegunie południowym. W pierwszej chwili taki eksperyment wygląda ponuro, ale proszę sobie wyobrazić, że dzielny pingwin doszedł do brzegu morza, pokonując marszem przynajmniej tysiąc kilometrów!
Co było dziś, opiszę jutro, likwidując w ten sposób narosłe zaległości.
Przesłane przez Marka Lewandowskiego