Porządki w pawilonie magnetycznym

O ile budynki “Warszawa” i “Kraków” już lśnią czystością, jest jeszcze jedno miejsce, w którym trwa nieustanna walka z nieporządkiem. Poczytajcie, jakie to ciekawe artefakty znaleźli nasi koledzy podczas sprzątania.

71 dzień wyprawy

66°16’29” S, 100°45,00” E, Tz=+0°C Tw=21°C, Patm= 975 hP

Monika od rana w terenie razem z Wsiewą zbierają próby geologiczne ze skał prekambru na zachodzie Oazy Bungera. Wracają wieczorem z wypchanymi plecakami. Adam ustawia punkt GPS oraz stację meteo w wyznaczonym do tego miejscu, tzw. „ogródku meteorologicznym”. A gdzie jest Wojtek?

Jeśli oprzesz się, drogi Czytelniku, plecami się o ścianę „Krakowa”, patrząc na jezioro, na godz. 10 zobaczysz mały drewniany domek o wymiarach prawie 2x2x2 m. Znaczy się prawie sześcian. Zbity miedzianymi gwoździami, dziś bez drzwi, z niewielkim wejściem od strony północnej, nosi miano pawilonu magnetycznego. Do środka wejść nie można, bo tuż za progiem dostępu broni wielka pryzma śniegu, zalegająca na wieloletnim lodzie. To znaczy wydaje jej się, że broni. Nie zna bowiem Wojtka, który uzbrojony w kilof, łopatę, młot elektryczny znanej firmy oraz łom skutecznie usuwa pryzmę, a następnie kruszy lód. Trzeci dzień z rzędu.

Dziś trochę mu pomagam, bo w ekipie zajmuję pozycję libero i pracuję to tu, to tam, od czasu do czasu serwując jakieś dania bądź podsuwając różne pomysły, jak żyć w tym przedziwnym miejscu i co by tu jeszcze ulepszyć. Od tych pomysłów niektórych boli głowa, innych zęby. Wojtek na wszelki wypadek puszcza głośno The Doors albo Creedence Clearwater Revival lub inne klasyki, co bym nie doszedł do głosu. W odpowiedzi zabieram mu młot i zaczynam kuć warstwę lodu w przedsionku. Pracując poprzednio w agregatorni i w „Krakowie” nabrałem trochę wprawy, więc Wojtek nie stawia oporu. Co pewien czas wymieniamy się sprzętem, pracując na zmianę łopatą, łomem i udarem. Praca idzie jak po grudzie i dziś się nie skończy. Wydłubujemy z lodu małe żaróweczki, nakrętki, wskaźniki analogowe, małe i większe siłowniki połączone elastycznymi przewodami, wężyki w oplotach ze stali nierdzewnej, łączniki, kolanka, filtry w gumowych o-ringach, zawory redukcyjne, sprężarkę… Nowe, bez śladów użytkowania, zapakowane w impregnowany papier i wielowarstwową tekturę. Bez wątpienia części samolotu? Helikoptera? Nie odnaleźliśmy tylko pilota.

Staramy się nie niszczyć niczego, choć precyzyjne wydłubywanie żaróweczek udarowym młotem to zajęcie ryzykowne. Etykiety nie pozostawiają wątpliwości. To części zapasowe do naszego śmigłowca Mi-2, pakowane w Polsce. W lodzie tkwiły luzem, skrzynie, w które je pakowano były puste i też wmarznięte w lód. Po co je przywieziono, dlaczego złożono w domku magnetycznym, kto je rozrzucił i pozostawił w nieładzie na pastwę czasu? Taka lodozagadka.

Dziś ruszył GPS i stacja meteo, zmontowana przez Adama. Razem mamy już uruchomione cztery różne punkty obserwacyjne, mamy nadzieję, że jutro uda nam się zmontować ostatni monitoring pola magnetycznego.

Przesłane przez Marka Lewandowskiego