Pora wracać?

Na pewno nie na dniach, ale faktycznie do końca pobytu naszych kolegów w Oazie Bungera pozostało kilkanaście dni. Czas pomyśleć o przygotowaniach do wyjazdu.

83 dzień wyprawy

66°16’29” S, 100°45,00” E, Tz=+0°C, Tw=22°C, Patm=986 hP

Wczoraj był dzień odpoczynku, więc każdy na swój sposób robił, co mógł, aby wypocząć. Wspólnym mianownikiem odpoczynku był ruch, więc Monika wraz Wsiewą i Żenią poszli na zachód, do australijskiej bazy Edgeworth Dawid, zbierając po drodze próbki geologiczne (w sumie kilkanaście km), Wojtek z Wołodią poszli na wschód po próbki paleomagnetyczne (w sumie kilkanaście km), a ja z Adamem poszliśmy na północ się przejść (w sumie kilka km, w tym przez godzinę zrobiliśmy 0 km, bo spałem twardym snem nad brzegiem zatoki Rybiego Ogona). Domyślcie się, kto wypoczął najlepiej, a przy okazji przeczytajcie „Pochwałę nudy” Josifa Brodskiego.

Dziś od rana zaczynamy przygotowania do powrotu. Mamy mnóstwo pracy, bo rozpakowaliśmy wszystko w ciągu trzech tygodni, a teraz musimy to spakować w ciągu dwóch. OK, część zostanie, ale przyjdą nowe rzeczy, znalezione w stacji. Dodatkowo śmieci w workach na gruz, posegregowane zgodnie ze sztuką. Wszystko, co zabieramy, musi być zważone, mieć swój numer na liście przewozowej, być ulokowane w ponumerowanych skrzyniach, a te umieszczone w kontenerze A albo B. Najwyższy stopień uporządkowania, a porządek od dawna jest moim wrogiem. Zawsze stawiałem mu opór, ale teraz, dla dobra sprawy, muszę ustąpić, więc ruszam do porządków. A tu jeszcze trzeba tyle rzeczy zainstalować i pomierzyć! Jeśli zdążymy, będzie cud.

Nie mówiąc o tym, ile jeszcze trzeba zjeść, aby zakończyć pobyt w poczuciu dobrze zaplanowanych zakupów. W perspektywie mieliśmy siedem tygodni pobytu, plus ewentualnie dwa tygodnie pobytu wymuszonego złymi warunkami atmosferycznymi. Jak policzyłem, na początku pobytu mieliśmy do dyspozycji żywność pokrywającą ok. 4500 kcal/dzień na osobę, licząc 63 dni pobytu. Teraz nasz pobyt skraca się do 40 dni. Będziemy więc wracać z żywnością. Początkowo dobieraliśmy menu jak dzieci w przedszkolu, którym eksperymentalnie wystawiano codziennie na stół całe spektrum dań, od przystawek po deser i słodycze. Dzieciaki przez pierwsze dni jadły wyłącznie torty i ciasteczka (pewnie w domu im odmawiano), jednak z biegiem czasu wybierały coraz bardziej urozmaicone jedzenie. Pod koniec eksperymentu dietetykom opadły szczęki. Dzieci wybierały zestawy i ilości optymalne z punktu widzenia racjonalnego odżywiania, nie mając zielonego pojęcia, że coś takiego istnieje! Mamy więc w sobie naturalny regulator, któremu należy zaufać. Oczywiście, o ile codziennie mamy z czego wybierać, co nie jest przywilejem wszystkich. W naszym przypadku jesteśmy na etapie przewartościowania słodyczy na rzecz wieloskładnikowej owsianki, ale do sukcesu jeszcze daleko. Na pewno koniec z ciasteczkami na dobranoc, trzeba jakoś wyglądać…

Przesłane przez Marka Lewandowskiego